Podatki i deficyt budżetowy są super!

Ostatnio uczyłem się ekonomii. To zdanie brzmi jak kłamstwo szyte grubymi nićmi, ale to prawda. Zrobiłem to z ciekawości i zrozumiałem 2 rzeczy. Deficyt budżetowy jest dla nas dobry, a podatki nie są tak złe, jak mogłoby się wydawać.

Deficyt budżetowy jest super i powinniśmy go pokochać.

Przed zapoznaniem się głębiej z tematem, wydawało mi się, że deficyt budżetowy jest zły. W końcu samo słowo deficyt powoduje, że jeży się włos na głowie. Zadawałem sobie pytanie, dlaczego państwo po prostu nie przestanie się nie zadłużać? Dlaczego nie może wydawać tyle pieniędzy ile uzbierało z podatków? Albo jeszcze lepiej, dlaczego nie może operować w stanie nadwyżki budżetowej? Zbiegiem czasu dorosłem jednak do świadomości, że stan deficytu budżetowego jest najlepszym rozwiązaniem.

Zacznijmy od podstaw. Państwo potrzebuje pieniędzy na funkcjonowanie. Ma do utrzymania całą administrację, szkoły, szpitale, musi finansować budowę dróg, kontrolę leków, szczepienia dzikich zwierząt, ochronę lasu. Do tego potrzebne są pieniądze. One są zbierane na różne sposoby: z podatków, dywidend ze spółek skarbu państwa, ceł itd. Jednak mimo tych wszystkich źródeł państwo praktycznie nigdy nie wychodzi na "zero". Zawsze u kogoś się zapożycza, co oczywiście wiąże się z tym, że później trzeba to spłacać.

No i dlaczego to jest niby dobre? Przecież gdy ja, obywatel, zaciągnę kredyt, to zostaję naznaczony piętnem dłużnika. Oczywiście, za te pieniądze kupię auto, albo mieszkanie, ale będzie mnie to kosztować w przyszłości odsetki. Moje zadłużenie powoduje, że na przestrzeni lat, muszę zapłacić więcej, niż gdybym od razu miał pieniądze na to, co potrzebuję.

To prawda, ale teraz wyobraź sobie, że zamiast kupować pasywa, czyli przedmioty, które generują koszty, te pieniądze przeznaczasz na inwestycje. Rozwijasz swoją firmę, kupujesz dla siebie kursy edukacyjne, albo shortujesz Teslę na dźwigni 1:20. Efekt zawsze jest ten sam. Pomnażasz swój majątek. Pożyczone pieniądze pomagają ci się szybciej rozwijać.

Z tego samego założenia wychodzi państwo. Inwestuje pożyczone pieniądze w drogi, dzięki którym obywatele szybciej przemieszczają się między miastami; w szkolnictwo, które przygotowuje wykształconych pracowników; przeznacza pieniądze na subwencje dla firm, dzięki czemu przedsiębiorstwa mogą realizować szybciej swoje wielomilionowe projekty. Dług państwa pozwala na szybszy rozwój.

W porządku, ale czy państwo nie może przypadkiem tego robić również bez zadłużania się? Może. Tylko wtedy wolniej by się rozwijało. W końcu miałoby mniejszy budżet na inwestycje. Ponadto, wówczas marnuje swój potencjał. Niewykorzystane oszczędności obywateli, państwo mogłoby wykorzystać, gdyby ludzie kupowali obligacje. Byłaby to sytuacja win-win. Oni zyskali by odsetki, a państwo dodatkowe pieniądze.

No dobrze, w takim razie może nadwyżka byłaby dobrym rozwiązaniem? Pozornie wydaje się to sensowne. Przecież gdy firma ma nadwyżkę, to oznacza że osiąga stan zysku operacyjnego. Te pieniądze możne przeznaczyć na wypłatę wynagrodzenia dla właścicieli, albo na przyszłe inwestycję. W przypadku gospodarstwa domowego umożliwia tworzenie oszczędności i rozbudowywanie majątku. Jednak gdy stan nadwyżki osiąga państwa, to nie oznacza w cale nic dobrego. To po prostu symbol tego, że państwo zabiera od ludzi więcej niż im oddaje. Z punktu widzenia obywateli, jest to zamrożenie, zmarnowanie ich siły nabywczej, co przyczynia się do zmniejszenia globalnej konsumpcji. To symbol nieefektywnego systemu.

Z tego względu najlepszym rozwiązaniem jest stan deficytu budżetowego. Powoduje ono, że wszyscy się wzbogacają, a państwo się szybciej rozwija.

Nie można jednak popadać w skrajną euforię. Zadłużenie się państwa ma pozytywny wpływ na rozwój, dopóki jest ono wypłacalne. Oznacza to, że musi się rozwijać szybciej, niż się zadłuża. W sytuacji, gdyby gospodarka przystopowała, przykładowo z powodu wojny, a państwo miałoby należności do spłacenia, to nastąpiłoby sporo problemów. To tak jakbyś zaciągał kredyt na mieszkanie w wysokości miliona złotych, a później stracił pracę. Nie miałbyś jak spłacać zadłużenia, przyszedłby komornik i zabrał wszystko co kochasz, wraz z psem, żoną i dzieckiem.

Podatki, strumień, regulator, kradzież

O podatkach często myśli się jak o kradzieży. No bo jak to wygląda? Przychodzi do mnie jakiś obcy gość, Państwo, i zabiera mi pieniądze. Co ja niby z tego mam. Właśnie więcej niż nam się wydaje.

Zwyczajnie trzeba zmienić perspektywę na to, jak postrzega się państwo. Warto na nie patrzeć jak usługę, za którą płacimy, jak za subskrybcję na Netflix'ie. Jeździmy państwowymi drogami, korzystamy z komunikacji miejskiej, uczymy się w państwowych szkołach, w wypadku konfliku z sąsiadem idziemy do sądu, będącego częścią administracji publicznej. Ta lista się nie końcy, będę kontynuować dalej. Państwo tworzy narzędzia trzymające społeczeństwo w ryzach w postaci prawa, organizuje życie społeczne poprzez administrację, pomaga nam w państwowych szpitalach i tak dalej. Ta usługa ma swoją cenę i tak jak z każdym produktem, jeśli jest niska, to prawdopodobnie nie uświadczymy wysokiej jakości produktu.

Pojawi się jednak kontrargument, że po pierwsze cena jest zbyt wysoka jak za jakość usługi jaką otrzymuję, ponadto lepiej by było, gdyby pozostawić większość z tych zadań w rękach wolnego rynku, a wszystko się samo ułoży. To prawda, w urzędach nie jesteśmy traktowani jak w sześciogwiazdkowym hotelu, a drogi są czasem dziurawe, ale przynajmiej to wszystko jest i działa. To jest najważniejsze. Może nie jest idealnie, ale pozostawienie sfery publicznej w rękach wolnego runku doprowadza do patologii i odcięcia biedniejszych od ważnych dóbr. Wówczas drogi są budowane tylko na trasach niezbędnych tylko dla najbogatszych, szkolnictwo jest niewydolne, a straż pożarną działają jak w osiemnastowiecznym Londynie.

Warto też wspomnieć o innych plusach podatków. Przecież jest to strumień pieniędzy, który przekazywany jest on w stronę ludzi, którzy na niego zasłużyli, albo go potrzebują. Dla ludzi pracujących w administracji publicznej to źródło utrzymania, a ludzie którzy zakończyli swój etap życia skoncentrowany na pracy, przechodzą na zasłużoną emeryturę.

To są moje myśli związane z podatkami. Chciałem się nimi podzielić, bo wcześniej wychodziłem z założenia, że podatki to zło. A może da się w nich odnaleźć trochę dobra. W końcu mówi się, że w życiu należy cieszyć się z małych rzeczy.

Koniec i bomba

I to wszystko co zrozumiałem po nauce ekonomii. Deficyt budżetowy jest spoko, jak trzyma się go w ryzach, a podatki są super. To tyle moich myśli na dzisiaj. Idę dalej uczyć się ekonomii. Jak będę mieć kolejne ciekawe przemyślenia, to się nimi podzielę.

Koniec i bomba, a kto czytał ten tromba.

Do nastepnego.

Więcej artykułów
Zobacz więcej

departament
finansów.

Copyright © 2025 departament finansów. Wszelkie prawa zastrzeżone.